Wiadomości Indonezja / Archipelag : Pandemia po Indonezyjsku

Od prawie trzech miesięcy cały świat żyje i wije się, opętany jednym dyżurnym tematem NUMBER ONE, a mianowicie tajemniczym wirusem z miasta Wuhan, który zdążył w ciągu swojej 100-u dniowej historii, dorobić się zaszczytnego naukowego tytułu – „SARS COV 2”.

Jak wiemy z kart historii, walki gatunku Homo Sapiens z wirusami, każdy z nich powoduje zawsze, nie mniej enigmatyczną z nazwy chorobę (wirus HIV na przykład czynił AIDS), która w kontekście Przyjaciela z Chin zwie się „COVID 19”.

Na chwile obecną czyli sobotni poranek, 29-tego marca 2020, wirusa wykryto u około 600 000 mieszkańców planety z czego walkę z chorobą przegrało do tej pory ponad 27 000 ziemian.

W samej Republice Indonezji statystyki teoretycznie nie są na chwilę obecną aż tak bardzo tragiczne w porównaniu z liderami światowego rankingu śmiertelności. Na archipelagu zachorowało bowiem do tej pory nieco ponad 1000 osób z czego nie udało się pomóc 87-miu Pacjentom.

I właśnie w kontekście tych ostatnich liczb, statystyki nie są już tak „optymistyczne” i łaskawe dla Indonezji, ponieważ śmiertelność wśród wykrytych przypadków, sięga poziomu 9 %, a to niestety plasuje wyspiarską republikę na samym szczycie tak rozumianego zestawienia.

Żeby dodać jeszcze łyżeczkę zgrozy do powyższej statystyki, można przytoczyć ostatnie prognozy naukowców, szacujące, iż Indonezyjczycy już niebawem w co najmniej połowie populacji, zostaną zainfekowani SARS COV 2. Przy ponad 250 milionach zjadaczy ryżu, perspektywa utrzymania się w powyższej, czarnej statystyce powinna zatrważać wszystkich bez wyjątku.

Można się jednak pocieszyć inna logika a mianowicie, bardzo małą ilością testów jakie przeprowadzono do tej pory a co za tym idzie, dużą szansą, iż nie to nie wspomniany 1000, nie 10 albo nawet 100 tysięcy, ale być może już dzisiaj, co czwarty mieszkaniec wysp, był lub jest chory na COVID-19!

Nie o tym jednak chcę się dzisiaj rozpisywać, ponieważ statystyki, analizy medyczne, prognozowania itp. robione są cały czas na bieżąco, przez znacznie mądrzejszych i lepiej przygotowanych i zorientowanych w analizach epidemiologicznych.

Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na efekt stopniowego odłączania poszczególnych wysp i sektorów gospodarki, jakie ma miejsc od niespełna dwóch tygodni w całej Republice od Sumatry po Nową Gwineę. Pisząc niespełna mam na myśli fakt, braku koordynacji poczynań związanych z kwarantanną, gdyż co prawda pierwsze szkoły zamknięto na Jawie czy Bali tak jak w Polsce, już dwa tygodnie temu. Inne dopiero w miniony poniedziałek, jeszcze inne dopiero się zamykaja. Podobnie jest z biurami, urzędami, centrami handlowymi, kinami, teatrami itd. Wszystko więc płynie swoimi torami w zależności od lokalnych włodarzy.

Indonezja podzielona na dosyć autonomiczne prowincje, powierzyła dzieło sukcesywnego „odcinania prądu” poszczególnym Gubernatorom. A że na samej stołecznej wyspie Jawie prowincji jest aż sześć, rozrzut kwarantann w czasie i przestrzenie jest dosyć bezwładny i nie wiadomo czy do końca skuteczny.

Ale nie mi sądzić braku lub nie-braku koordynacji a tym bardziej skuteczności poczynań kwarantannowych i około kwarantannowych. Gubernatorzy znają zapewne statystyki swoich prowincji i z pewnością to właśnie one, plus ewentualne prezydenckie podpowiedzi z Dżakarty, przyczyniały się do podejmowanych, wchodzących sukcesywnie w życie z dnia na dzień decyzji.

Na chwilę obecną, jedynym miastem, które w miarę skutecznie oraz konsekwentnie pozamykało wszystkie masowe imprezy sportowe i kulturalne, kina, centa handlowe itd. jest stolica w której, jak się łatwo domyśleć, zdiagnozowano do tej pory najwięcej zachorowań.

Inne popularne, znaczące, duże miasta Jawy jak Surabaya, Yogyakarta, Semarang czy balijskie Denpasar wraz z kurortami zamknęły szkoły i „zalecają” pozostawanie w domach. Zamykają również obiekty turystyczne, tudzież kina, przy jednoczesnym jednak, funkcjonowaniu restauracji, niektórych barów, sklepów, sklepików i bazarów.

I to jest (są) ogniwa, które teoretycznie mogły by się wydawać najsłabszym punktem narodowego programu walki z wirusem oraz cyklu zdrowienia.

Innym miękkim podbrzuszem jest komunikacja lotnicza, promowa i kolejowa, tasująca wciąż grube tysiące jeśli nie miliony mieszkańców, niczym karty w grze. Na lotniskach, dworcach, sprawdza się co prawda temperaturę pasażerów, ale czytając analizy dotyczące żywotności wirusa i objawów chorobowych u osób zainfekowanych, powyższe kontrole nie wydają się (na logikę) absolutnie skutecznymi.

Bardziej są to tak zwane działania „pod publiczkę”, podobnie jak niektóre akcje spryskiwania wybranych ulic dużych miast … chociaż już z psychologicznego punktu widzenia, mają one bardzo duże i pozytywne znaczenie.

Warto zatem postawić sobie ważne i delikatne multi-pytanie : czy taki stan rzeczy jest ok, kiedy przypadnie indonezyjski szczyt zachorowań, czy jest w ogóle jeszcze teoretyczna chociażby szansa, by się przed nim (jeśli nadejdzie) obronić oraz jaki będzie koszt, funkcjonującego do tej pory, dziurawego sita narodowej kwarantanny, liczony zapewne i niestety (zdaniem ekspertów) dużymi liczbami ofiar nadciągającej epidemii?

Niektórzy sceptycy, wróżą Indonezji wariant włoski z dużo gorszymi czarnymi statystykami jako, że populacje obu Państw różnią się aż pięciokrotnie.

Jest jednak jeszcze jedno, nie mniej ważne pytanie, które być może generuje taką a nie inna twarz indonezyjskiej kwarantanny. Pytanie, które zapewne spędza sen z powiek, będąc od miesiąca koszmarem nocnym urzędującego drugą kadencję Prezydenta Joko Widodo.

A brzmi ono : Jaki byłby lub będzie, koszt kwarantanny absolutnej i czy pnąca się mozolnie ku dobrobytowi Indonezja, udźwignie taki koszt, nie pogrążając się pod jego ciężarem w dekadzie gospodarczej i nie tylko ciemności?

Co by było, lub może i będzie, kiedy za tydzień albo dwa, statystyka na tyle przerazi Prezydenta Jokowiego, iż podejmie on decyzję całkowitego zatrzymania Republiki? Już dzisiaj grupa 500-set lokalnych naukowców i lekarzy wystosowała petycje o ścisłą kwarantannę dla Republiki. Jak długo Indonezja wytrwa w takim stanie, zanim zaczną jej puszczać szwy, zaciśniętego pasa zwykłego szarego człowieka?

Aby zrozumieć ból głowy Joko Widodo, trzeba rzucić okiem chociażby na stołeczną wyspę Jawa. Na wyspie wielkości 128 tysięcy kilometrów kwadratowych, żyje ponad 160 milionów ludzi w zagęszczeniu kilkanaście!!! razy przeganiającym Polskę. Czyni to Jawę jedną z najgęściej zaludnionych (istotnych) wysp naszego świata.

Podział pracy w większości małych firm i przedsiębiorstw, jest tutaj bardzo inny, niż ten jaki znamy z Europy. Każda, najmniejsza nawet restauracja, hotel itp. zatrudnia kilku do kilkunastu nawet pracowników z których każdy, wykonuje bardzo wąski zakres obowiązków.

Jeden przyjmuje zlecenia, inny nalewa zupę, jeszcze inny odbiera zapłatę czy też zmywa naczynia. Podobnie jest w wielu rodzinnych manufakturach, sklepach i firmach usługowych.

Dzięki temu, mimo stosunkowo niewielkich zarobków, miliony ludzi na wyspie, ma codziennie co robić i po co żyć i być. Objęcie tych miejsc pracy oraz ich samych, definitywna kwarantanną, uziemi całą tą masę ludzką w domach. A domy na wyspie Jawie bywaj małe oraz ciasne.

Trudno zatem będzie egzekwować od przeciętnego „Pana Adiego” czy „Pani Novi” by siedzieli karnie przez np. dwa ++ tygodnie na powierzchni 50 m/2 z współmałżonkiem, bratem, siostrą , dziećmi i dziadkami … ponieważ model rodzin wielopokoleniowych jest w Indonezji wciąż bardzo popularny i praktykowany.

Wisienką na torcie goryczy moich dywagacji jest natomiast styl życia i prowadzenia budżetów rodzinnych w jawajskich i nie tylko, gospodarstwach domowych archipelagu. A wiem o tym co nie co, po kilkunastu latach spędzonych miedzy tubylcami. Duża, jeżeli nie większa część klasy średniej i prawie cała klasa biedniejsza, nie posiada żadnych realnych oszczędności, żyjąc po prostu z dnia na dzień. Dlatego też większość małych i drobnych przedsiębiorców, rozlicza się z pracownikami w trybie cotygodniowym, co piątek lub sobotę. Zakręcenie kurka „Praca”, równać się zatem będzie bardzo szybko, pustemu portfelowi, czytaj także pustej misce. A pusta miska może prowadzić do tragicznych nawet następstw. Czują to pismo nosem ambasady państw, rosząc swoich obywateli o powrót do domów i zmniejszając personel placówek.

Indonezyjczycy są co prawda mistrzami świata w kreatywnym kombinowaniu, pożyczania pieniędzy i wiązania końca z końcem, tym nie mniej prędzej czy później z mocnym wskazaniem na prędzej, wszyscy zagrożeni wywiną swoje puste kieszenie na lewa stronę.

I tutaj dochodzimy do ściany, pod którą stoi Prezydent oraz Rząd … co będzie potem?? Indonezji nie stać, tak jak wielu Państw rozwiniętych zmagających się z Koroną na jakiekolwiek kardynalne i skuteczne parasole antywirusowe, gdyż dodrukowanie pustego pieniądza, wpuściło by bardzo szybko cały kraj w śmiertelny wir inflacyjny, będący krótkoterminowym niebezpiecznym odroczeniem problemu.

Indonezja musi ufać, że podjęte do tej pory środki Dadzą Radę, że turyści wrócą po zniesieniu miesięcznego ograniczenia ich wlotu prawie do zera, że inwestorzy nie pouciekają itd. itp. Jeżeli natomiast kwarantanna i blokada turystyki przeciągnie się o kolejny miesiąc z pomocą, paradoksalnie może przyjść tutaj religia. 23 kwietnia bowiem, rozpoczyna się święty post muzułmanów Ramadan, który potrwa do 23 maja. W Ramadanie życie zamiera także bez Korona Wirusa, gdyż pobożni muzułmanie nie jedzą i nie piją od wschodu do zachodu słońca.

Gorzej będzie z nocnymi biesiadami, ale myślę, że uda się Imamom w meczetach i stacjach telewizyjnych, wpleść pandemię i jej konsekwencje w ramadanowe wyrzeczenia i umartwiania. Ramadan kończy się największymi świętami islamskimi Idul Fitri, utożsamianymi zawsze, między innymi z masowym przemieszczaniem się muzułmanów do domów rodzinnych na wspólne świąt obchodzenie. W skali migracji można to porównać, jedynie z chińskim nowym rokiem w Państwie Środka. Już teraz Prezydent zapowiedział, że bez względu na rozwój wypadków wirusowych, masowe podróże zwane Mudik, zostaną w tym roku najprawdopodobniej zakazane.

I to jest moim zdaniem data krytyczna w głowie Głowy Państwa. Jeżeli nie uda się przywrócić normalności lub jej wyrazistej perspektywicznej namiastki po 23 maja, Indonezja może sobie z tym wszystkim nie poradzić.

Piotr Śmieszek

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmailby feather

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*